Rozmowa | Dakar Classic według P-Rally

Rozmowa | Dakar Classic według P-Rally

Tomasz Staniszewski od lat jest obecny na scenie rajdów terenowych w Polsce, a od kilku sezonów tworzy również imprezę P-Series oraz zespół P-Rally, który w tym roku wystartował w Rajdzie Dakar Classic. Teraz dzieli się z nami wrażeniami z tej imprezy.

Porscheblog.pl: Dlaczego postawiłeś na Porsche 924, myśląc o starcie w Dakarze Classic?

Tomasz Staniszewski: Bo to gwarantowało emocje. Kiedy stoisz w kolejce do startu najtrudniejszego, najdłuższego i największego rajdu na świecie, w aucie, którego projektantów ostatnią misją było znalezienie się właśnie tutaj, wiesz że będą emocje. Po ponad 15 latach zabawy w off-road czujesz, że trzeba być dobrym świrem, żeby przyjechać na najtrudniejszy rajd terenowy samochodem, który z pozoru się do tego nie nadaje. W stawce tegorocznego Classica wystartowało około 88 pojazdów, z czego tylko siedem miało napęd na jedną oś. Były trzy 924, jedno 911, Škoda, Peugeot i Citroën 2CV. Pozostałe to już auta typowo terenowe, z napędem na cztery koła.

924 startowało w Dakarze tylko raz, w 1981 roku. Oba samochody przetrwały tylko pierwsze trzy odcinki. Później ekipy wycofały się z powodu awarii i wykorzystaniu części zamiennych do zawieszeń. Kiedy trzeciego dnia dotarliśmy do mety, a nasze samochody pozwalały na start do kolejnego etapu, pomyślałem, że mały sukces mamy za sobą. Teraz celem jest dojechanie do mety. Finalnie to się udało. Pobiliśmy wynik z 1981 roku czterokrotnie.

PB: Skąd inspiracja do startu 924, skoro o tamtym starcie tak niewiele wiadomo?

TS: Bez internetu i fanatyków rajdu Dakar nie byłoby szans na odkrycie, że w 1981 roku startowały Porsche 924. Start 911 jest tematem oczywistym, większość z nas wie, że 959 wygrały Dakar. Faktycznie, żeby znaleźć coś na temat historii startu 924 należy głęboko poszperać. Można znaleźć kilka archiwalnych zdjęć, tekstu jest bardzo niewiele. W sumie znalazłem dwa opracowania, które przybliżają tamten start. Oba auta przygotował francuski dealer Porsche, firma Sonauto. Ekipa miała już jakieś doświadczenie z rajdem Paryż – Dakar, bo przygotowała motocykle Yamaha na poprzednią edycję.

Ze znalezionych informacji wynika, że zbyt późno rozpoczęli przygotowania i finalnie samochody były kończone jeszcze przed samym prologiem. Niestety wyszło to źle. Auta miały bardzo duży dodatkowy zbiornik paliwa i takiego obciążenia nie wytrzymywało zawieszenie. Po trzecim dniu skończyły im się wszystkie części zapasowe, więc zapadła decyzja o odwrocie. Nie wiadomo co się stało z jednym aut. Prawdopodobnie zostało w Afryce. Drugie auto wróciło do Europy i po wielu latach odstawienia zostało odbudowane i pozostaje w kolekcji jakiegoś francuza. Z informacji i zdjęć, które znalazłem, wynika, że samochody wyposażono w coś na wzór ramy pomocniczej. Miała za zadanie zwiększyć prześwit aut i wzmocnić ich konstrukcję, spinając zawieszenie.

PB:Jakich dokonaliście przeróbek w swoich samochodach, przygotowując je do Dakaru?

TS: Dakar Classic ma dość dziurawy regulamin. To jest podyktowane chociażby tym, że do startu dopuszcza się samochody, które startowały w rajdzie Paryż – Dakar, od 1979 do 1999 roku. Niestety tak jak w przypadku tamtych 924, nie wiadomo jakich przeróbek dopuszczano się w latach 80-tych. Często brakuje dokumentacji na ten temat, więc organizator daje trochę wolną rękę. Na pewno auto musi być wyposażone w najnowsze systemy bezpieczeństwa – klatka, homologowane fotele i pasy, system gaśniczy, wyłącznik prądu. Zawieszenie można dowolnie modyfikować byle mocowanie amortyzatorów pozostawić w fabrycznym punkcie. Można zmienić układ zasilania jednostki. My zastąpiliśmy K-jet’a współczesnym systemem zasilania. Zbudowaliśmy autorskie wahacze przednie oraz wymyśliliśmy sposób liftowania zawieszenia. Amortyzatory zbudował nam Piotr Samczuk. Nie była to łatwa akcja, gdyż tył ma ograniczony skok, a jak się okazało podczas testów, fabryczny zawias nie był zbyt chętny do współpracy w jeździe terenowej. Zmieniliśmy także układ chłodzenia i odchudziliśmy samochody.

Dakar jest ogromnym wyzwaniem, cały rajd składa się z dwunastu etapów, od 500 do 750 km. Zatem nasz zabytek musiał być przygotowany na prawie osiem tysięcy kilometrów, z czego połowa w trudnym terenie. To nie jest przejazd szutrówkami tylko prawdziwe pustynne ściganie. Trasy potrafią zaskoczyć skalą trudności. Jazda w piachu czy wielkie kamienie i skały są codziennością.

PB: Co jeszcze jest potrzebne, aby w takim rajdzie wystartować?

TS: Najważniejszy poza przygotowanym samochodem jest team serwisowy i skrupulatnie przygotowany pakiet części zamiennych. W Arabii Saudyjskiej nie kupimy nic do 45 letniego Porsche, zatem wszystko trzeba mieć ze sobą, często zdublowane, wielokrotnie. Nam pomogła ekipa Voytech Auto, pożyczając masę części do 924. Na szczęście nie skorzystaliśmy ze zbyt wielu. Praca mechaników jest dość nietypowa i muszą być przygotowani na to, że w ciągu dnia jadą ciężarówką kilkaset kilometrów, a w nocy serwisują auta rajdowe. Warunki do pracy nie są za specjalne, bo dysponują tylko namiotem i plandeką serwisową. Wszystkie operacje wykonuje się z autem na kobyłkach. W tym roku pogoda była łaskawa, ale rok temu przez kilka dni mocno lało, więc można sobie wyobrazić, że to nie jest łatwy sprawdzian. Nasza ekipa spisała się na medal. W zasadzie codziennie mieliśmy jakieś awarie lub auta wymagały przeglądów. Chłopaki poradzili sobie ze wszystkim, mimo że niekiedy lista rzeczy do zrobienia była długa. Myślę też, że sam samochód jest świetny. To bardzo proste auto, bez skomplikowanych mechanizmów. To bardzo ułatwia prace serwisowe i codzienny przegląd.

PB: Czy Wasze auta wrócą na Dakar?

TS: Ja na pewno tak. To już cel sam w sobie. Nie wyobrażam sobie abym nie pojawił się tam na kolejnej edycji. Wszystko oczywiście zależy od zebrania budżetu, to bardzo kosztowna impreza. Natomiast wiem też, że nasze auto już tam nie pojedzie. Po pierwsze, chcę zbudować kolejne 924, które będzie wynikiem zebranych doświadczeń.

Jesteśmy już w procesie i bardzo wierzę w nasz nowy projekt. Myślę, że będzie to maszyna zdolna do walki o bardzo dobre lokaty. Kiedy wszystko nam sprzyjało, potrafiliśmy ze Staszkiem kończyć etap w okolicach 10 miejsca. To absolutny sukces, jak na debiutancki start. Jeżeli zatem dopracujemy auto, będzie szansa na prawdziwą walkę. Po drugie mam ogromny szacunek do auta, którym startowaliśmy. Należy mu się odpoczynek i miejsce w jakimś muzeum. Nie chciałbym go naprawiać ani nic zmieniać, to przecież pierwsze Porsche 924, które ukończyło rajd Dakar.

PB: Co trzeba zrobić, aby w Dakarze wystartować? Jak wygląda proces przygotowań?

TS: W naszym przypadku budowa aut zajęła dwa lata. Kolejne oczywiście będziemy w stanie zbudować szybciej, znamy już specyfikę tego rajdu. Zakładam, że rok na przygotowanie samochodu powinien wystarczyć. Trzeba też pamiętać, aby takie auto przetestować. Równolegle załatwia się formalności, czyli sam zapis na rajd. Jest do wypełnienia trochę dokumentów i formularzy, ale spokojnie można się z tym zmierzyć. Trzeba pamiętać także o licencji rajdowej. Myślę, że najważniejsze jednak jest przygotowanie fizyczne, tego nie można zlekceważyć, jeżeli myślimy o dojechaniu do mety w odpowiednim do tego nastroju. Spędzamy w aucie pełne dwanaście dni, od wczesnych godzin porannych do późnej nocy niekiedy. Trzeba przygotować kręgosłup i nogi. W aucie bez wspomagania, przygotowanie rąk jest kluczowe. Pilot musi być gotowy na wielogodzinne sesje z road bookiem, komputerami rajdowymi i masą informacji jakie musi przyswoić i przerobić każdego dnia. Tam nie ma miejsca na spadki formy czy chorobę lokomocyjną. Trzecim bardzo ważnym elementem jest zebranie budżetu. Jeżeli nie dysponujemy własnym to musimy być przygotowani na ten proces. Nie jest to łatwe wyzwanie i wymaga sporego nakładu czasu i pracy. Zatem rok czasu to niezbędne minimum, aby o Dakarze pomyśleć. 

PB: Jak oceniasz ten rajd pod kątem organizacji?

TS: Moim zdaniem jedyną wadą tego rajdu jest fakt, że nie ma minusów. To idealnie przygotowana impreza. Sam organizuję rajdy i jest mi łatwiej zrozumieć jak wiele pracy zostaje włożone każdego roku, aby karawana kilkuset pojazdów mogła ścigać się po pustyni. To ogromne przedsięwzięcie, przy którym pracuje kilkaset osób. Jestem pod wielkim wrażeniem tej organizacji i klimatu jaki jest na rajdzie, ze strony obsługi. Czułem się zaopiekowany na każdym kroku. Idąc załatwić jakąkolwiek sprawę, czujesz się partnerem, a nie problemem. To niebywałe, zawsze staram się przenosić takie doświadczenia na nasze rajdy, chcę żeby uczestnicy czuli się najważniejsi. Tak jest na Dakarze.

PB: A klimat na samym rajdzie?

TS: Atmosfera panująca w ogromnym dakarowym miasteczku jest niezwykła. Serdeczność, pasja i zrozumienie dają się wyczuć od razu. Nie miałem żadnej nieprzyjemnej sytuacji podczas całego rajdu. To o tyle ważne, że nic nie wybija cię z rytmu, w jaki wpadniesz. Każdy dzień można porównać do startu w jakimś rajdzie, tyle że mamy tu dwanaście rajdów pod rząd. To może zmęczyć i fizycznie i psychicznie. Zatem ta bardzo pozytywna atmosfera pomaga. Z każdym dniem masz nowych przyjaciół, zawiązują się super znajomości. Osoby z obsługi rajdu cię kojarzą, są pomocne, widzisz te uśmiechy od rana do nocy. Dla mnie takie emocje są równie ważne jak sama jazda. To wszystko się bardzo uzupełnia, dlatego pewnie wracając samolotem do kraju nie mogłem przestać myśleć o kolejnym starcie.

PB: Czy Twoim zdaniem Dakar Classic ma szanse stać się bardziej popularny w Polsce?

TS: Wierzę, że tak. W tym roku Polacy wystartowali pierwszy raz, mimo że to czwarta edycja Classica. W sumie były cztery ekipy, nasze dwie oraz jedna ekipa Toyotą i kolejna Suzuki. Myślę, że Dakar Classic to limit przeżyć, nie ma lepszej imprezy. Przetarliśmy szlaki i będę gorąco namawiał każdego, kto kocha wyzwania, aby się z tym rajdem zmierzył. To Everest rajdowania, więc jest o co powalczyć. Chętnie także podpowiem, jak się przygotować, co jest ważne. Liczę, że z każdym rokiem będzie przybywało ekip z Polski. To bardzo ułatwi logistykę i sam start, każdemu kolejnemu, który na ten pomysł wpadnie. Rozpoczynamy nowy projekt związany z naszym startem w Dakarze 2025, podczas P-Series Rally przybliżymy szczegóły i podzielimy się nowym pomysłem.

ZDJĘCIA: fotop.com

Relacja | Legendarny wieczór

Relacja | Legendarny wieczór

Czy kilka samochodów wystawionych w strefie serwisowej i salonie, połączonych z wystąpieniami na ich temat może porwać fanów Porsche, którzy raczej emocjonuję się jazdą? Okazuje się, że może, gdy wydarzenie pełne jest pasji do marki.

Materiał powstał przy współpracy z Porsche Centrum Warszawa Okęcie

W Porsche Centrum Warszawa Okęcie jest taki wieczór w roku, kiedy prężnie funkcjonujący serwis całą swoją pracę wkłada nie w przeprowadzenie przeglądów czy napraw, a przygotowanie wyjątkowego spotkania. W tym roku był on poświęcony konstrukcjom z napędem na cztery koła i rajdowej tradycji Porsche. Jego oficjalną część rozpoczęła prowadząca cały wieczór Joanna Zientarska, nie bez przyczyny, bo w swojej dziennikarskiej karierze uczestniczyła w setkach rajdowych i terenowych imprez. Gości przywitał też Marcin Olszański, który jest kierownikiem serwisu i wraz z mistrzem serwisu Marcinem Wytrykusem oraz grupą pracowników całego działu przygotował wyjątkową wystawę. Gwiazd tego wieczoru było kilka, a zaproszeni goście mieli okazję nie tylko zobaczyć je z bliska, ale także posłuchać na ich temat wielu ciekawych historii.

Pojawiły się modele, które nieczęsto można spotkać na drogach. W centralnym punkcie uwagę przykuwało Porsche 911 Dakar w pakiecie Rally Design. Jeden z nielicznych egzemplarzy w Polsce i pierwszy oficjalnie zaprezentowany na Okęciu. Wspomniany pakiet stylistyczny sprawia, że model ten nawiązuję swoimi barwami do klasycznego 911 Carrera 3.2 4×4 (953), które wygrało Rajd Paryż-Dakar w 1984 roku. Motyw ten to oczywiście hołd dla kultowych kolorów producenta wyrobów tytoniowych, który w latach 80. bardzo mocno reklamował się w sportach motorowych. Biało-niebieskie auta marki Porsche królowały wówczas w Le Mans, Paryż-Dakar i na rajdowych odcinkach specjalnych. 911 Dakar, to auto limitowane do dwóch i pół tysiąca egzemplarzy, dlatego nawet jedna sztuka potrafi wzbudzić ogromne zainteresowanie.

Pięknie komponował się on z resztą przygotowanej wystawy, bo stał pomiędzy dwoma innymi Porsche. Pierwszy był samochodem klasycznym, ale zbudowanym niedawno do startu w najbliższej edycji Rajdu Dakar Classic. Mowa o Porsche 924 Turbo w wersji wyczynowej. Nie posiada on napędu na cztery koła, bo jest klasycznym transaxlem z silnikiem z przodu i skrzynią biegów przy tylnej osi. Jednak jego zmodyfikowane zawieszenie, zwiększony prześwit i poszerzone nadkola, które mieszczą teraz terenowe opony, dają mu ogromne szansa na powalczenie o najwyższe rezultaty na piaszczystych próbach.

W trakcie wieczoru obecni byli członkowie zespołu, który na początku roku wystawi dwa takie wozy do rywalizacji w Arabii Saudyjskiej. Podejmą oni próbę osiągnięcia czegoś, co modelowi 924 nie udało się w 1981 roku, czyli dotarcia do mety. Różnica w specyfikacji jest jednak znaczna, więc cel wydaje realny. Wszyscy obecni mogli posłuchać Łukasza Zolla i Tomasza Staniszewskiego — kierowców, którzy poprowadzą oba auta. Będący zaraz po poważnych testach zawodnicy, zgromadzili wiedzę, którą chętnie dzielili się z fanami projektu.

Po prawej stronie 911 Dakar stało za to auto, które pierwotnie z rajdami się nie kojarzy, a jednak było ostatnim oficjalnym projektem Porsche na bezdroża. To Cayenne S pierwszej generacji po liftingu, w wersji Transsyberia, czyli pamiątkowej edycji poświęconej 26 egzemplarzom zbudowanym do walki w rajdowym maratonie o tej samej nazwie. Porsche startowały w tej imprezie w latach 2006 – 2008, a jednym z polskich zawodników, który miał możliwość jazdy nim, był pilot rajdowy Jarosław Kazberuk. Legenda świata 4×4 w naszym kraju, również z dakarowym doświadczeniem, także gościł tego wieczoru w PCWO. Barwnie opowiadał on o wielu niesamowitych przygodach z trasy liczącej prawie 10 tys. km z Moskwy do Ułan Bator, którą pokonał z Robertem Szustkowskim. Zajęli wtedy bardzo wysokie dziewiąte miejsce. W tamtym czasie Jarosław Kazberuk był również obecny na wielu imprezach pokazujących możliwość Cayenne w drogowych wersjach, co przypomniał w swoich opowieściach. Podkreślił w nich też, jak bardzo Cayenne było rewolucyjne dla klasy SUV.

Uzupełnieniem historii Cayenne była prezentacja pierwszego modelu dostępnego w salonach oraz najnowszej odmiany, czyli trzeciej generacji po liftingu. Bezpośrednie porównanie dwóch aut, które dzieli 20 lat, dało możliwość pokazania jaki rozwój przez ten czas zaliczyło Cayenne. Cała prezentacja, z odpowiednią oprawą świetlną i wzbogacana filmami na ekranie oraz gadżetami w postaci elementów rajdowego wyposażania stanowiła spójną i imponująca całość. Nie było to jednak wszystko, co czekało tego wieczora na gości imprezy.

Specjalny Dakar
Rajdowa historia Porsche, w tym także w długich i morderczych maratonach mocno wiąże się z naszym krajem. Wszystko za sprawą Sobiesława Zasady, który jak dotąd był jedynym fabrycznym kierowcą z kraju nad Wisłą w szeregach Porsche. Dlatego właśnie jemu poświęcono samochód, który tego wieczora zagościł w Porsche Centrum Warszawa Okęcie na specjalnie przygotowanym stanowisku. Pojawił się tam również dlatego, że choć stworzony z inicjatywy Porsche Polska, to budową zajęli się specjaliści z Porsche Exclusive Manufaktur, którego PCWO jest jednym z dwóch w Polsce i 100 na świecie partnerów. Czym zajmują się fachowcy od indywidualizacji, można było zobaczyć właśnie na bazie Porsche 911 Dakar RED58 Special. Tak został oficjalnie ochrzczony model, którego pierwowzorem było rajdowe auto załogi Zasada/Wachowski z Maratonu Londyn-Sydney w 1968 roku. Więcej o tym samochodzie pisaliśmy TUTAJ. Prezentacją tego prawdziwego dzieła sztuki na kołach, miał przyjemność zająć się nasz redakcyjny kolega Piotr Sielicki, który opowiedział o ponad 50 elementach stworzonych na zamówienie, kosztach, czasie i metodach powstawania specjalnych zamówień z manufaktury oraz tym jakie poziomy indywidualizacji oferowane są przez markę Porsche.

Po oficjalnej części na gości czekały dodatkowe atrakcje w postaci symulatorów jazdy terenowym modelem i to po pustyni, poćwiczenia refleksu na urządzeniu dla profesjonalnych kierowców oraz możliwość dokładnego obejrzenia aut w towarzystwie pracowników i gości PCWO. Jak zwykle przy tej serii eventów, nikt z zaproszonych nie opuszczał imprezy zawiedziony. Kondensacja wyjątkowych aut, wiedzy oraz miłości do marki spowodowała, że każdy otrzymał niesamowitą dawkę pozytywnych emocji, które napędzają pasję do Porsche jeszcze mocniej. To pokazuje, że poza przyjemnością z jazdy tymi autami, właśnie dlatego warto być częścią tej społeczności.