Fascynacja Porsche na przełomie wieków. Pamiętacie jak to było?

Fascynacja Porsche na przełomie wieków. Pamiętacie jak to było?

Pamiętacie końcówkę lat 90. gdy do oferty wchodziły modele z silnikami chłodzonymi wodą, zapowiadano pojawienie się kontrowersyjnego SUV, a na torach fruwały w powietrze prototypy GT1? To był czas, gdy miłością do Porsche zaraziło się wielu z pokolenia Y, a nieco starsi z pokolenia X dokonywali pierwszych zakupów. Wróćmy na chwilę do tych pięknych czasów i spójrzmy, jak zaraziliśmy się tą marką.

Oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i każdy będzie miał na ten okres inną perspektywę, ale gdy naszło mnie na wspomnienia o przełomie wieków, uzmysłowiłem sobie, że to było już 25 lat temu. To był czas, gdy dziecięca pasja do motoryzacji przeradzała się w zainteresowanie konkretną tematyką. Nie tylko dla mnie, jedną z nich była marka Porsche. Co sprawiało wtedy, że fascynowaliśmy się samochodami z Zuffenhausen? Poniżej przypomnę kilka kultowych wydawnictw, filmów, przedmiotów oraz newsów, które sprawiły, że dzisiaj czytacie tego bloga.

Prospekty Porsche w formie książeczek
Ten layout był wówczas niepowtarzalny. Miały niewielki rozmiar, idealnie leżały w dłoniach, wydrukowane były na grubym białym, kredowym papierze i miały dużą liczbę umieszczonych obok siebie zdjęć. Oficjalne prospekty Porsche z nowej ery! Pamiętam, że pierwszy raz miałem z nimi kontakt podczas wyjazdu autokarem do Austrii na obóz narciarski. Już w kraju docelowym mieliśmy przystanek na stacji benzynowej, obok której znajdował się salon Porsche. Oczywiście nie poszedłem ani do toalety, ani po Manner Wafers, tylko prosto do Porsche Centrum. To był 1998 rok. Boxster 986 był wówczas bardzo świeżym modelem, a 911 w zasadzie dopiero zadebiutowało w salonach. Absolutnie niezapominany moment. Wcześniej w Polsce obejrzane na żywo auta mogłem policzyć na placach może dwóch rąk i raczej nie było to absolutne nowości. Białe prospekty są ze mną do dziś, chociaż kilka ucierpiało, bo w trakcie wakacji postanowiłem napisać swoją pierwszą publikację o marce (kiedyś Wam to pokażę) i część zdjęć wyciąłem, aby wkleić jako ilustracje. Oczywiście w późniejszych latach dokupiłem ich jeszcze trochę do swojej biblioteczki.

Need for Speed: Porsche 2000
O premierze tej gry dowiedziałem się oczywiście z CD Action. Gdy zobaczyłem ją na półce w lokalnym sklepie na warszawskim Natolinie, nie było żadnej ludzkiej siły, która mogła mnie powstrzymać od wydania swoich oszczędności i poproszenia ekspedientki o zapakowanie. Kartonowe pudełko, w środku CD w prostokątnym pudełku i to srebrne 911 Turbo 996 na okładce, które dopiero co zadebiutowało na rynku. Po odpaleniu gry było jeszcze lepiej. Intro można oglądać nawet dzisiaj kilka razy z rzędu, a menu główne i garaż gdzie przełączało się auta, kolory i można było poznać historię marki, śnił mi się po nocach. Pewnie każdy z Was pamięta, jak ścigał się wczesnymi 356, w których mocno redukował biegi przed wjazdem pod wzniesienie w Alpach, a na maksymalnej prędkości ledwo dawały radę skręcić na łukach w Normandii. A jazdę 911 GT1 Strassenversion ponad 300 km/h po trasie Autobahn i próby dogonienia Dylana, Amazona i Steele pamiętacie? Do tego fantastyczna ścieżka dźwiękowa i sporo miłych dla oka akcentów. Kto postanowił iść trybem kariery, ten z pewnością pamięta też próbę jazdy na czas pomiędzy słupkami z zawracaniem 360 stopni. Przejście całej gry w obu trybach dawało naprawdę ogromną satysfakcję, a przyjemność z wolnych jazd i modyfikowania aut dawało frajdę jeszcze przez wiele kolejnych miesięcy. Kto gra w nią dzisiaj? Ja mam swój egzemplarz i uczę na nim jazdy swoje dzieci. Dziękujemy EA Games za NFS Porsche.

60 sekund
Można nie być fanem Nicolasa Cage’a, można fascynować się Shelby Mustangiem GT500 „Eleonor”, można było podkochiwać się w Sway granej przez Angelinę Jolie, ale nie można nie pamiętać pierwszej sceny filmu pt. „60 sekund”. To w niej nowiutkie, srebrne 911 Carrera wylatuje przez szklane drzwi salonu w Los Angeles i pędzi ulicami miasta do ukrytej hali. Za nagranie dźwięku silnika ekipie filmowej należy się szacun, a srebrne 996, choć nie pojawiło się już w kolejnych scenach, to mocno zaznaczyło swoją obecność. Ujęcia jazdy nie trwały dłużej niż tytuł filmu, ale widok, gdy kręci się na obrotowej wystawie salonu tuż przed kradzieżą, jednoznacznie kojarzy się z tą hollywódzką produkcją. Zawsze się zastanawiałem czy to był product placement.

Karty Piatnika
Pamiętacie karty samochodowe z serii Quartet? Hit wycieczek szkolnych oraz zabawy w latach 90. Tematyka kart była przeróżna, od statków po samoloty, ale wśród nich nie brakowało wielu samochodowych tytułów, w tym monomarkowych o Mercedesach, BMW, Jaguarach i właśnie Porsche. Licytowanie się na zapisane po niemiecku dane techniczne w postaci pojemności skokowej czy mocy, do dzisiaj szumi w uszach. Wśród 32 kart znalazło się wiele naprawdę starannie wyselekcjonowanych modeli. Od najstarszego Typ 64, przez różwne wersje 356 i 911 i wyścigowe legendy jak 910, 917 K czy 962, ale też aktualnie dostępnych w salonach jak 911 Carrera (993) i 928 GTS. W różnych wydaniach zdążały się też pomyłki w dopasowaniu zdjęć do nazwy i danych technicznych. Czasem 911 R na zdjęciu było 917 K, a 801 wyglądało jak 911 R. Mimo wszystko zabawa była przednia! Kto trzyma takie karty jeszcze w szufladzie?

Modele BBurgaro i Matchobox
Czy każdy z nas miał w życiu chociaż jedno Porsche? Oczywiście! Pierwszym było zawsze to w nieco mniejszej skali. Stawiam przysłowiowego piątaka na Matchboxa, bo w latach 90. to była najpopularniejsza zabawka motoryzacyjna z oficjalnymi produktami Porsche. U mnie było to najpierw czerwone 930 wyprodukowane jeszcze w Macau, potem nieco większe 911 Turbo z serii Superkings, a długo na szczycie znajdowało się 911 w skali 1:24 od BBurago. Czerwone, z doczepianym spoilerem i wydechami w stylu Ansa z czterema końcówkami. Wszystkie mam do dziś, oczywiście w stanie mocno średnim, bo przeszły niejedną podróż, zabawę w piachu i zanurzenia w wannie, ale wśród wielu innych samochodów budowały początek zamiłowania do Porsche. To nie był oczywiście koniec, bo z biegiem lat marzeniem było 911 w skali 1:18. Pamiętam, że pierwsze, w wersji 911 GT3 Cup przywiozłem z wycieczki szkolnej do Paryża. Potem już jakoś poszło, bo modeli Porsche w różnych skalach mam blisko 200. Tego czerwonego z sentymentu dokupiłem kilka lat temu w stanie jak nowy. Czy to choroba? Niegroźny wirus.

A Wy jak wspominacie swoje początki z marką Porsche?

Porsche w miniaturze | Małe dzieła LegoFranco

Porsche w miniaturze | Małe dzieła LegoFranco

Każdy z nas (niektórzy wcześniej, a niektórzy później) myślał o zbudowaniu własnego Porsche. Jedni decydują się na ten poważniejszy wariant, inni pozostają przy tej bezpieczniejszej opcji, choć równie wymagającej skupienia, planu i czasu.

Mowa o tej spod znaku Lego. Ostatnimi czasy, bardzo popularne się stała seria Lego Technic oraz Icons, która na licencji Porsche oferowała zawierająca w swojej ofercie szereg różnych modeli Porsche — tych bardziej klasycznych jak 911 Turbo i Targa (G-Modell), jak i nowszych, czyli 911 RSR i GT3 RS. Każdy mógł się stać małym konstruktorem i często bardziej wystrzegać się „stłuczki” niż w przypadku realnych egzemplarzy.

 

Dla niektórych podążanie utartą ścieżką instrukcji oraz świadomości jak będzie wyglądał ostateczny rezultat, często nie wystarczy. Bo w czym tkwi fenomen Lego? W Twojej wyobraźni i tym, że końcowy rezultat zależy wyłącznie od Ciebie.
Podobną myślą kierował się pewien twórca, który połączył miłość do Lego i Porsche oraz niewątpliwie zdolność do cyfrowej obróbki, tworząc szereg różnych modeli.

Jego portfolio jest znacznie szersze (zahacza nawet o Gwiezdne Wojny), ale z wiadomych powodów skupimy się tutaj na Porsche, które patrząc po postach, skupiają aktualnie większość jego uwagi. Prócz wspomnianego modelu RWB w jego dokonaniach znajduje się również m.in. Turbo (993), GT2 Evo, a także RUF CTR „Yellowbird” lub 911 RSR w oklejeniu Gulfa. Jak wspomniałem, ogranicza go tylko wyobraźnia i jak to w życiu wolny czas.

Nie jest to jak w przypadku wspomnianych wcześniej modeli Technic i Icons skupianie się na najmniejszych detalach jak np. Dwuwahaczowe zawieszenie czy układ kierowniczy. Tutaj wszystko się skupia na wyglądzie zewnętrznym i muszę przyznać, za naprawdę mu to się udało. Wiele osób (w tym np. posiadacze RWB) sporo by dało, aby moc sobie złożyć odpowiednik samochodu trzymanego w garażu. Autor od razu zaznacza, że wiele elementów od koloru i naklejek począwszy, nie powstałoby, gdyby nie pomoc programu graficznego, ale jak mówi stare porzekadło, nie od razu Rzym zbudowano, więc kto wie, może przy odrobinie szczęścia i dobrej woli uda się kiedyś zrealizować taki zestaw.

Znam co najmniej 6 osób, które by poświęciły noc, bądź wzięły „chorobowe”, aby złożyć taki zestaw jak najszybciej. Świat tego typu miniaturek (nie tylko Lego) jest niezwykle bogaty w tego rodzaju zapaleńców, a platformy takie jak Instagram tylko ułatwiają pokazać swoje pasje reszcie świata. W każdym z nas zostało trochę dziecka i lubimy sobie na takie rzeczy popatrzeć, więc postaramy się co jakiś czas pokazać Wam takich artystów.