Soczysta pomarańcza | Zmodyfikowane Porsche 911 S ’72

Soczysta pomarańcza | Zmodyfikowane Porsche 911 S ’72

W życiu każdego maniaka Porsche przychodzi taki czas, że jeśli tylko możesz, to chcesz mieć swój spersonalizowany samochód. Dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłeś. Tak też zrobił Johan, właściciel kilku sztuk 911 z różnych lat produkcji. Jedno z jego aut było dla niego wyjątkowe, bo powstało dokładnie w tym samym roku, w którym urodził się bohater tej historii.

Johan jest Belgiem, ale auto kupił w Kanadzie za pośrednictwem forum Pelican Parts, bez oglądania go na żywo. Chodzi oczywiście o bardzo ważny dla historii marki, model 911 – rocznik modelowy 1972 (występują samochody z produkcją w 1971 r. z tym rozwiązaniem). Jedyny, w którym te wspaniałe auta były wyposażone w tzw. oel klappe, czyli małą klapkę, podobną do tej zakrywającą wlew paliwa na lewym przednim błotniku, ale zlokalizowaną po przekątnej nadwozia, tuż za drzwiami. Skrywała ona wlew oleju silnikowego. Auta z tego konkretnego rocznika są poszukiwane, właśnie ze względu na ich wyjątkowość, spowodowaną zastosowaniem przez fabrykę tego niepowtórzonego już nigdy rozwiązania. A dlaczego można je spotkać tylko w 1972? A no dlatego, że to pozornie proste rozwiązanie, doprowadziło do ogromnej ilości reklamacji składanych przez rozczarowanych właścicieli „jedenastek”, którzy mylili się przy dystrybutorze… tankując swe silniki do pełna benzyną. Skutków takiej pomyłki można się domyśleć. Szczególnie na rynku amerykańskim, wiele z tych pomyłek kończyło się pozwami sądowymi. Powyższy skutek traktowany za główny powód rezygnacji, ale prawa jest taka, że głównym były znacznie większe koszty produkcji przy stosowaniu tego rozwiązania. 

Ten jedyny
Johan długo szukał warsztatu, który będzie w stanie zrealizować jego marzenie. Jednak po kilku wcześniejszych niepowodzeniach wybrał coraz bardziej rozpoznawalny wśród europejskich klientów, polski warsztat ze Szczercowa. Znalazł ich dzięki mediom społecznościowym i już po pierwszym spotkaniu podjął decyzję. Okazało się, że trafił na ogromnych pasjonatów, którzy nie tylko nie boją się realizować cudze marzenia, ale również są niesamowitym źródłem inspiracji. Tak właśnie powstał projekt okrzyknięty mianem „Tangerine”, czyli mandarynka, od nazwy koloru lakieru.
Zamysłem było stworzenie auta dla dwumetrowego człowieka, ale bez rezygnacji z takich atrybutów jak kubełkowe fotele i klatka bezpieczeństwa. Całość miała być utrzymana w rajdowo-ulicznym klimacie. Bez zbędnego zadęcia, ale też bez kompromisów. By sprostać temu wysokiemu wyzwaniu, szczególnej uwadze poddano modyfikację klatki bezpieczeństwa. Komfortowa pozycja tak rosłego kierowcy wymagała nie tylko zastosowania wyjątkowo głebokiego fotela kubełkowego, ale również kompletnego odsunięcia go od koła kierownicy. To w połączeniu z montażem, nawet akcesoryjnej klatki bezpieczeństwa nie było już prostym zadaniem. Wybrana przez właściciela konstrukcja, przystosowana do montażu czteropunktowych pasów bezpieczeństwa posiadała, dość powszechną, dodatkową poziomą poprzeczkę na wysokości barków kierowcy i pasażera. Służy ona do montażu górnych punktów mocowania pasów i nie można też było pozwolić sobie na całkowite jej usunięcie. W tym przypadku, element ten wydatnie jednak ograniczał jakąkolwiek regulację i odsunięcie fotela, uniemożliwiając zajęcie pozycji za kierownicą przez właściciela. Wspawując na obu jej końcach kolanka z rur o odpowiedniej średnicy i grubości ścianki, cofnięto ten element o około 15-20cm w kierunku tyłu pojazdu. Dzięki temu problem się rozwiązał.

Ciężko jednak wymienić elementy nadwozia i mechaniki, które nie uległy mniejszej lub większej przeróbce. Poczynając od rajdowych halogenów zlokalizowanych na przednich błotnikach, poprzez specjalną wyczynową instalację elektryczną, układ hamulcowy zaadaptowany od młodszego kuzyna tj. Porsche Boxster generacji 986, amortyzatory zbudowane na zamówienie specjalnie dla tego egzemplarza, kompletnie przebudowane wnętrze, odbudowany i podrasowany silnik, na aluminiowej klapie silnika i specjalnych zapinkach obu klap kończąc.

Skoro już o silniku mowa, to tu właścicielowi zależało nie tylko na osiągach, ale również na w miarę normalnym użytkowaniu w warunkach miejskich. Auto nie miało służyć jedynie do zabawy na torze, ale też dawać radę podczas wypadów na zlot, zmuszających do przedarcia się przez korki zatłoczonych miast, czy spędzenie kilku godzin na autostradzie. Dlatego oprócz ogólnego poprawienia jednostki, czy zastosowania wałków rozrządu od modelu 993, nie brnięto w jakieś mocno zaawansowane przeróbki, które mogłyby pozbawić go tego, jaki był pierwotny cel. W tym względzie postanowiono doposażyć to auto w piąty bieg, dołożony do fabrycznej obudowy skrzyni 915, którego tak bardzo brakuje wielu wczesnym 911, używanych nie tylko od święta.

Szczegółem, który sprawił wiele trudności, był wybór tłumika, który nie tylko miał być głośny, miał wyglądać jak ten wymarzony, oraz nie tylko posiadać atest TÜV dopuszczający go do ruchu ulicznego, ale przede wszystkim, umożliwiać zastosowanie go wraz z seryjnym ogrzewaniem. To zadanie naprawdę nie było proste, chociażby z uwagi na brak miejsca na przeróbki, a okupione zostało jednym nietrafionym zakupem.

Mimo tego Johan nie chciał iść na kompromisy, gdyż nie miał ochoty rezygnować z frajdy jazdy także zimą. To jest wyższy poziom satysfakcji, która nie ogranicza się do trzymania auta w garażu pod kocem, a właśnie czerpania radości z życia, dzięki ciężkiej pracy, która pozwala realizować swoje pasje.

COVID-owe przeszkody
Wartym podkreślenia jest fakt, iż wyzwania, które pojawiały się podczas realizacji tego niepowtarzalnego projektu, były spowodowane również dość niefortunnym okresem czasu, na który przypadała ta budowa. Gdy świat spowiła pandemia, „Tangerine” był ledwo przed połową prac. Dopiero co zakończono etap blacharski i już planowano się zabierać za lakierowanie nadwozia. Wszyscy wiemy, jak trudny był to czas, który nie tylko ograniczał możliwość wspólnej pracy, bo przecież auta nie da się pomalować zdalnie, ale również zachwiał łańcuchami dostaw, powodując problemy w dostępności wielu usług, części i podzespołów. I tak na przykład regeneracja gaźników, zamiast zająć miesiąc, trwała ponad cztery i w pewnym sensie doprowadziła do podjęcia decyzji o zakupie nowego zestawu. Nie dało się dłużej czekać, a należało wystroić silnik na docelowych gaźnikach. W tym przypadku zastosowano też cyfrowy sterownika zapłonowy, którym można sterować za pomocą telefonu komórkowego, łącząc go z silnikiem poprzez wbudowany w zapłon moduł bluetooth.

Kombinacja wszystkich opisanych wcześniej modyfikacji zaowocowało uzyskaniem 206 KM na kołach, zmierzonego na hamowni podwoziowej. To bardzo dobry wynik, gwarantujący temu lekkiemu autku dostarczanie kierowcy wrażeń niczym jazda naprawdę mocnym i żwawym gokartem. Co z resztą udowodnił podczas testów na torze pod Łodzią. Efekt finalny, zarówno mechanicznie, jak i wizualnie robi ogromne wrażenie. Na tyle duże, że Johan zaraz po odebraniu swojego auta z Polski, pojechał nim na kilka lokalnych zlotów, gdzie wzbudził spore zainteresowanie. Okazało się, że kilku niedowiarków, czy sceptyków zasadności wysłania auta na wschód, musiało odklepać przeprosiny przegrywając przy okazji kilka euro, postawionych w dżentelmeńskich zakładach. Nie ma się co dziwić więc, że samochód został opisany w najbliższym numerze amerykańskiego pisma ESSES magazine. W ślad za tym sukcesem Johan zlecił chłopakom z firmy Call-911.eu przebudowę kolejnego swojego auta. Tym razem będzie to srebrny G model. Nie mogę się doczekać by zobaczyć efekty tej przebudowy.       

Zdjęcia: Call911.eu