Chociaż wiosna w tym roku, mówiąc delikatnie, nie należy do najpiękniejszych, to niska temperatura i prognoza nieustających opadów to za mało, żeby odstraszyć właścicieli Porsche. Szczególnie jeśli w planach są najlepsze zakręty w kraju. Zapraszamy na relację z piątej edycji P-Series Rally!
Materiał powstał przy współpracy z Porsche Centrum Warszawa Okęcie
Można powiedzieć, że ten rajd to już właściwie klasyk i stały punkt w kalendarzu dla tych, którzy lubią korzystać ze swoich aut zgodnie z przeznaczeniem. Tym razem Tomek Staniszewski z ekipą skierowali nas nie na południe kraju, a na Warmię i kawałek Mazur. Dla mnie osobiście była to doskonała wiadomość, bo od lat powtarzam, że to właśnie w tym regionie znajdują się najlepsze drogi w Polsce. Oczywiście znajdzie się kilka ciekawszych serpentyn, ale tylko tu uśmiech nie będzie Wam schodził z twarzy całymi godzinami, bez jeżdżenia w tą i z powrotem. Kwitnący dookoła rzepak, tak kontrastujący z otaczającą szarością, stanowił wisienkę na torcie.

Uczestnicy już od godzin wczesnopopołudniowych zaczęli zjeżdżać się do Lidzbarka Warmińskiego. Tu, na dziedzińcu hotelu, który już od XIV wieku stanowił siedzibę biskupów warmińskich, wieczorem miało stanąć ponad sto różnych modeli, generacji i wariantów Porsche. Nie zabrakło oznaczeń 911, 944 czy GT3 lub Turbo, ani też edycji limitowanych. Plany na resztę piątku pozostawały do indywidualnej decyzji. Do wyboru była wieczorna, krótsza trasa rozgrzewkowa, korzystanie z dobrodziejstw spa lub zwiedzanie zamku, ale także jazdy testowe nowymi wariantami Cayenne, które zapewnił stały już partner wydarzenia, czyli Porsche Centrum Warszawa Okęcie. W przypadku tej ostatniej aktywności – trzeba się było spieszyć, bo lista zapisów zapełniała się naprawdę szybko.
Poranna odprawa przyniosła dwie niespodzianki. Pierwszą były nadajniki, z których pomocą panowie z ciężarówki oznaczonej „Rally Control” mogli śledzić lokalizację każdego z uczestników. Dla ciekawskich, jak ja – mogli to robić w zasadzie w dowolnym miejscu na świecie, bez ograniczeń zasięgowych. Poza funkcjami pomiarowymi oraz możliwością lepszej kontroli przebiegu rajdu takie rozwiązanie stanowiło ogromny atut dla nas, czyli ekip mediowych. Drugą nowością był dodatkowy — trzeci wariant trasy ochrzczony jako „SURFARI”. Nie trzeba być detektywem, żeby domyślić się, że tu potrzeba albo Cayenne, albo tzw. „cojones”. I jak się później okazało, kilku kierowcom klasyków tego drugiego nie zabrakło, mimo że ulewy wypełniły niektóre z szutrowych fragmentów sporymi kałużami.

Chwilę przed 11 załogi w odpowiednich ostępach czasowych zaczęły przekraczać bramę startową. Do dyspozycji oczywiście nie było nawigacji, tylko itinerer w aplikacji. Dla osób, które wybrały opcję sportową, trasa zawierała więcej odcinków pomiarowych i mniej miejsc na przystanki. Pozostali poza przerwą obiadową mieli jeszcze w programie wizyty w kilku lokalnych zamkach. Uczestnicy trasy z elementami offroadu odbijali w pewnych miejscach na szutrowe łączniki.
Trasa, zgodnie z resztą z oczekiwaniami, była absolutnie fenomenalna. Mnóstwo zakrętów i pagórków skutecznie urozmaicały podróż, a wiosenna zieleń skąpana deszczem wybuchała kolorem. Porsche, które tego dnia wypełniły lokalne drogi, wpisywały się idealnie w krajobraz. I, pomimo że cały sezon spędzam na różnych eventach związanych z autami tej marki, a z P-Series Rally jestem związany od początku, to uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ta zaba… praca, przepraszam, nigdy się nie nudzi! Po pierwszej godzinie nawet deszcz postanowił odpuścić.


Jako że za auto mediowe posłużyło nam Cayenne przygotowane przez ekipę P-Rally, nie mogliśmy nie skorzystać ze wspomnianego już fragmentu trasy poza asfaltem. W towarzystwie drugiego uterenowionego brata (955 Filipa Blanka) oraz, ku naszemu zdziwieniu, nowiutkiego Cayenne w barwach Porsche Centrum Warszawa Okęcie, pokonaliśmy pełnym gazem błotnisty, offroadowy odcinek. O niebiosa, co to była za zabawa! Na zakrętach można było z łatwością pójść efektownym bokiem, błoto wybijało spod kół na kilka metrów w górę, a woda z kałuży skutecznie zalewała przednią szybę kompletnie, ograniczając widoczność. Już następnego dnia przeglądałem ogłoszenia. Jednak, co powtórzę po raz kolejny, byłem zaskoczony jak dobrze poradziła sobie tutaj najnowsza generacja terenowego Porsche. Żadne czujniki nie zwariowały, napęd doskonale rozprowadzał moc na poszczególne koła na grząskiej nawierzchni, a według relacji chłopaków, w środku panowała cisza i wygoda. Okazuje się, że to naprawdę arcyuniwersalny samochód!

Kiedy drogomierze aut wzbogaciły się o kolejne setki kilometrów, a moja karta pamięci zapełniła się ponad tysiącem zdjęć, rajd dobiegł końca. Po chwili na odsapnięcie i przebranie zebraliśmy się na wieczorną integrację przy kolacji. To właśnie tutaj, po całym dniu naprawdę silnych emocji, po raz kolejny dotarło do mnie, że te wszystkie piękne i niezwykle skuteczne maszyny, są tak wspaniałe dzięki ludziom, którzy nimi jeżdżą. Którzy pokonują nierzadko kilkaset kilometrów po to, aby spędzić ten jeden wyjątkowy weekend w swoim towarzystwie, dzieląc pasję. Tu należą się ogromne podziękowania dla Tomka, całej ekipy P-Rally oraz Porsche Centrum Warszawa Okęcie, że taki sposób na spędzenie weekendu nam zapewniają. Jak każda edycja, tak i ta, zakończyła się pytaniem „to co, kolejna za rok?”.