Tu liczyło się powietrze, ale był ogień | Luftgekühlt Wrocław 2024

Tu liczyło się powietrze, ale był ogień | Luftgekühlt Wrocław 2024

Luftgekühlt (z niem. chłodzony powietrzem) to dla niektórych amen w pacierzu, granica, która oddziela te „prawdziwe” Porsche. Ale to także jedno z najbardziej kultowych wydarzeń dla fanów marki, które tydzień temu zawitało do Polski. Na Dworcu Świebodzkim we Wrocławiu pojawiła się naprawdę gruba reprezentacja.

Ale od początku. Grubo ponad dekadę temu Patrick Long, dwukrotny zwycięzca Le Mans, wraz z Howiem Idelsonem, szukali idealnej imprezy motoryzacyjnej. Dzisiaj można by pomyśleć, że to trudne zadanie, wszak sezon wypchany jest po brzegi. Wtedy też okazało się to niełatwe, ale z nieco innego powodu, ponieważ… nic nie znaleźli. Pomyślcie, jak wysoko musiała być zawieszona poprzeczka. Właśnie w ten sposób w 2014 roku w Kalifornii narodził się Luftgekühlt.

Organizatorzy zawsze wybierają nietypowe i ciekawe miejsca, stwarzając wartość dodaną nie tylko dla odwiedzających, ale także fotografów. Dość powiedzieć, że jedna z poprzednich edycji odbywała się w miasteczku Universal Pictures! Mało kto pamięta też, że Wrocław nie był pierwszą europejską edycją Lufta. W 2018 roku panowie zorganizowali zloty w Monachium oraz Bicester Heritage nieopodal Oksfordu. Nie zmienia to faktu, że z takiego wyróżnienia stolicy Dolnego Śląska możemy być dumni.

Taka skala wydarzenia wymagała odpowiedniej oprawy. Dlatego też razem z kilkoma przyjaciółmi Porschebloga spotkaliśmy się o godzinie 9 pod Porsche Centrum Warszawa Okęcie, żeby kolumną 15 samochodów wyruszyć w drogę na południe. Szybka kawa, parę kopnięć w oponkę i jedziemy. Obsada była iście gwiazdorska, bowiem mieliśmy każdą z generacji chłodzonych powietrzem jedenastek, a także najsłynniejsze (i najszybsze) 356 w Polsce. Taki zestaw przyciągał uwagę. Całą uwagę, nawet zagranicznych mediów. Z resztą, trudno się dziwić.

Dworzec Świebodzki otwarto w 1843 roku i choć lata świetności ma za sobą, to z zewnątrz wciąż cieszy oko i świetnie wpisuje się w klasycystyczną architekturę Wrocławia. A w środku? Jeszcze nie tak dawno nikt nie postawiłby tam na noc Matiza, a co dopiero bezcennego 917. Za sprawą połączonych sił ekip Porsche Polska, Porsche Centrum Wrocław oraz Mateusza Klawitera i jego agencyjnego zespołu zabytkowa przestrzeń została gruntownie odświeżona i gotowa na przyjęcie 200 chłodzonych powietrzem maszyn. Kiedy tylko całą bandą przybyliśmy na miejsce, zastał nas iście surrealistyczny widok. Zwycięzca 1000-kilometrowego wyścigu na torze Nürburgring w 1970 Porsche 908/30 Spyder, ekstremalne 917/10, cudownie nadszarpnięte zębem czasu i rajdów 911 SC Safari, Carrera 2.7 RS czy też 959 w komplecie z 959S! Absolutnie wyjątkowe maszyny stojące wzdłuż budynków oraz pod dachem tego, co niegdyś służyło jako peron pruskiego dworca. Niestety część z aut stanęło na tle metalowej siatki przykrytej banerami Luftpol, co przypominało nieco deweloperski plac budowy i odstawało od standardu całości. Ale to tylko kropla goryczy w morzu cudownych widoków.

Poza autami na miejscu czekał food court zrealizowany ze smakiem w głównym budynku dworca, sklepik z fantami od Luftgekühlt, czy stoisko łódzkich specjalistów od customowych 911 – Carbone Liveries. Idąc wzdłuż północnej ściany mijamy kilka 356, F-kę w przepięknym Bahama Yellow oraz stoisko Singera. Tuż za nim stoi zupełnie zwyczajny, biały G model, a obok niego dwa metalowe wiadra wypełnione gąbkami ściernymi. Jedną z nich zgarnia 10-latek i zaczyna drapać po aucie. Do niego dołącza kolejnych dwóch, a lakier szybko znika z powierzchni auta. Tu wszystko jest w porządku, tablica z napisem „scratch me” świadczy o nietypowym projekcie, a przy okazji „zdrapka” była świetną rozrywką dla młodszych (i tych starszych) uczestników. Jakim projekcie? To już wiemy, ale zdradzić będziemy mogli dopiero za jakiś czas.

I jak to zwykle bywa, te wszystkie unikatowe samochody oraz atrakcje, choć bez dwóch zdań wspaniałe, nie zostałyby w naszej pamięci tak długo, gdyby nie ludzie. Mnóstwo znajomych z całej Polski oraz zagranicy, w tym goście specjalni jak Brock Keen (aka 996roadtrip) czy Jeff Zwart, obecnie dyrektor kreatywny eventu, ale też utytułowany kierowca Porsche oraz autor legendarnych reklam tej marki. Kojarzycie „Kills Bugs Fast”, prawda? No właśnie. Żarty, wspomnienia, rozmowy o autach, ale także te zupełnie z nimi niezwiązane. Najwytrwalsi siedzieli do rana. Właśnie dzięki tej społeczności wydarzenia takie jak są zwyczajnie bezcenne.

Kolejna okazja już niedługo. Luftgekühlt powróci do Europy we wrześniu, tym razem zawita do Kopenhagi. Duńscy organizatorzy planują coś specjalnego, a my postaramy się to dla Was zrelacjonować! Wcześniej czeka nas tam jeszcze jeden przystanek – Petro Surf łączący dwie wyspy i tym samym dwa kraje, a reprezentacja z Polski już szykuje manatki. Do zobaczenia!

Morza szum, bokserów śpiew. Relacja z Hel Riders Festival 2024

Morza szum, bokserów śpiew. Relacja z Hel Riders Festival 2024

W najwęższym miejscu ma zaledwie 175 metrów. W najszerszym – trzy kilometry. Długi na 35 kilometrów Półwysep Helski to absolutnie przepiękna plaża z jednej strony i bazy noclegowe, knajpy, porty oraz szkółki surferskie z drugiej. Połączone słynną drogą wojewódzką numer 216 miasteczka poza sezonem zamieszkuje zaledwie po kilkaset osób, ale latem zalewają je tłumy turystów, tworząc niekiedy kuriozalną kulturową mieszankę. A jednak Bentley stojący obok 20-letniej przyczepy kempingowej to jeszcze nic w porównaniu z widokami, jakie zaserwował nam Hel Riders Festival w miniony weekend.

Zajechaliśmy pod Chałupy 6 – miejsce, w którym surferskiego ducha czuć niemalże od razu. Drewniana zabudowa z bogatą roślinnością, lampki rozwieszone między drzewami i ten wyjątkowy luz, który łapią tu wszyscy zaraz po przekroczeniu szlabanu. W dodatku, gdzie nie spojrzeć, tam jakieś Porsche. Przed recepcją, w alejkach, na parkingu. Wiatraki, transaxle, a także pełen przekrój nowszych modeli, od tych z oznaczeniem RS, po podwyższone Cayenne 955 z namiotem dachowym. Największe skarby czekały na korcie tenisowym. I bynajmniej nie chodzi o wizytę Igi Świątek. Na pomarańczowej nawierzchni otoczonej przyczepami stał zestaw aut, który właśnie wyniósł nadmorski event do prawdziwie światowego poziomu. Dwie sztuki 356, wspaniałe F-ki i G modele, trzy generacje Turbo, RWB, Singer, 968 CS, dwa RUFy oraz gość specjalny prosto ze Stuttgartu: gwiazda Le Mans, model 956 w malowaniu Rothmansa. KOSMOS, tego nie da się opisać inaczej. Tu po prostu trzeba być.

Tak samo jak nam trzeba było zebrać szczęki z ziemi i wyruszyć na przeciwległy koniec kempingu, gdzie o 19 swoją premierę miał gwóźdź programu. Po drodze mijamy mnóstwo znajomych twarzy, a także parę nowych osób. Z każdym można przybić piątkę i zamienić kilka słów, co tylko dopełnia wspaniałą atmosferę, jaka tu panuje. Każdy od razu jest kumpel. W okolicy stylowo urządzonego SKSu (Surfingowy Klub Sportowy), na idealnie przystrzyżonej trawce, z zatoką w tle, stały już leżaki,
a tuż obok, skrywane pod białym pokrowcem 928 Surfari. 

Szalony projekt Tadeusza Elwarta, organizatora Hel Riders i właściciela „szóstki”. Zanim jednak zostanie odsłonięty, mamy chwilę, żeby przyjrzeć się błyszczącemu w szklanym boksie 991 RSR „Pink Pig”. Ten właśnie samochód w słynnym malowaniu wygrał w 2018 roku swoją klasę podczas 24-godzinnego wyścigu Le Mans. Słowo „kotlet”, nietypowy kolor oraz nadkola szerokie jak pas startowy przykuwają wzrok nawet tych kilku osób niezainteresowanych motoryzacją.

Ale oto koniec oczekiwania. Skąpane w promieniach zachodzącego nad zatoką słońca ukazuje się nam uterenowione 928, przygotowane przez ekipę Tomka i Maksa Staniszewskich. Wyciągarka, terenowe opony, żółte halogeny, siatki na oknach i deska surfingowa (oczywiście dedykowana do auta) umieszczona na bagażniku pracującym razem z ruchem tylnej klapy. Do tego customowe poszerzenia błotników oraz ręcznie malowane pasy i numer startowy, dokładnie taki sam, jaki znalazł się kiedyś na jednym z aut Sobiesława Zasady. Cały anturaż auta to z kolei koncepcja braci Lange. Nawet niedoskonałości ludzkiej ręki widoczne na barwach tylko dodają tu smaku. A każda kolejna chwila to spojrzenie na nowy, urzekający detal.

Na koniec dnia zorganizowano jeszcze pokaz „Top Guna” na plaży ze świeżym, cieplutkim popcornem. I choć okoliczności do pogaduszek były bardzo, ale to bardzo sprzyjające, rozsądek podpowiadał, że tuż po filmie trzeba się położyć. Rano, dokładnie o godzinie 9:11 startował rajd po Kaszubach, przygotowany przez wspomnianych już chłopaków z P-Series oraz znanego wielu Kubę „Drivestory” Majewskiego. Ponad 200 kilometrów po pagórkach i szybkich łukach z przerwą kawową przy wiatraku na wzgórzu, z którego rozpościerał się widok na okoliczne pola i lasy. Podobno mieszkańcy mijanych przez nasze zgrupowanie wiosek następnego dnia borykali się z zakwasami w szyi. A tym z Was, którzy nie mieli jeszcze okazji przemierzać kaszubskich asfaltów, serdecznie to polecamy. Nad morzem zdecydowanie też jest gdzie jeździć!

Po powrocie był czas na chillout w słońcu i korzystanie z atrakcji na miejscu. Do dyspozycji studio tatuażu, stanowiska do sim racingu i rampa, na której odbywały się zawody deskorolkowe. Te ostatnie zrobiły niesamowite wrażenie, bo zawodnicy naprawdę dawali czadu, a serce widzów skradł 7-latek robiący triki godne 30-letnich wyjadaczy. Po drugiej stronie kempingu miłośnicy akrobacji na falach, zamiast na kołach, mogli oglądać shape’owanie desek na żywo oraz kilkudziesięciu kitesurferów szalejących na zatoce. Wszyscy gromadzili energię przed wieczornym koncertem legend polskiego hip-hopu, którym towarzyszył fantastyczny akompaniament na żywo.

Słodkie lenistwo i brak pośpiechu sprzyjały też aktywnościom zaplanowanym na niedzielny poranek. Uczestnicy do śniadania i kawy mogli posłuchać kilku prelekcji na tematy związane ze światem Porsche oraz surfingu. Między innymi Tomek Staniszewski opowiadał o udziale w Rajdzie Dakar Classic swoim 924, a nasz redaktor naczelny Piotr Sielicki, w rozmowie z Dagmarą Kowalską, przybliżył historię gwiazdy z kortu – wyścigowego 956. Choć szalenie interesujące, rozmowy te miały ogromną wadę: zbliżały nas do końca eventu.

Czuliśmy się tak samo, jak kiedy mama mówiła, że trzeba zejść z placu zabaw i wracać do domu albo, co gorsza, iść spać, bo rano do szkoły. Wydarzenie, jakim w zaledwie trzy lata stał się festiwal Hel Riders, zdecydowanie należy do obowiązkowych w corocznym kalendarzu każdego fana Porsche. Ludzie, miejsce i oczywiście samochody. Wszystko robi tu fenomenalny klimat godny mocnych, zagranicznych eventów. Wracamy za rok i mamy nadzieję, że już w międzynarodowym towarzystwie. Bo tym, tak jak pasją, trzeba się dzielić!

Relacja | Najgorętsze Porsche i kawa w historii

Relacja | Najgorętsze Porsche i kawa w historii

Tego kwietniowego ranka było w Warszawie ledwie kilka stopni na plusie, momentami z nieba spadały pojedyncze płatki śniegu, a niektóre prognozy w dalszej części dnia zapowiadały deszcz. Nie była to idealna pogoda, której wszyscy oczekiwaliśmy w dniu trzeciej edycji Porsche i kawa by PCWO. Mimo to, okazało się że po raz kolejny mieliśmy rekordową liczbę uczestników, a atmosfera była bardzo gorąca. 

Materiał powstał przy współpracy z Porsche Centrum Warszawa Okęcie

To niesamowite, że mimo takich prognoz, tak wielu entuzjastów marki Porsche, klientów Porsche Centrum Warszawa Okęcie, czytelników Porscheblog.pl i klubowiczów Porsche Club Poland postanowiło wziąć udział w pierwszym w tym roku spotkaniu „Porsche i kawa”. W sumie na teren kompleksu przy ul. Sekundowej przyjechało tego dnia ponad 220 aut marki z Zuffenhausen. Jakich dokładnie?

Aż ciężko streścić to w kilku zdaniach, ale po raz kolejny „Porsche i kawa” pokazało, że jest imprezą dla wszystkich. Niezależnie czy przyjechałeś najnowszym 911 GT3 RS czy 924 czy też elektrycznym Taycanem, każdy mógł poczuć się jak na wielkim rodzinnym zjeździe. Patrząc na parking można było dostrzec reprezentantów każdej grupy fanów Porsche. Niezwykle liczna w tym roku sekcja klasyków zgromadziła aż 25 modeli 911 chłodzonych powietrzem. Gdy połączymy to z transaxlamli wśród których był chociaż jeden przedstawiciel każdego z modeli oraz niesamowicie liczną grupą Boxsterów (986) i 911 (996), które od lat są już zaliczane do kategorii Porsche Classic, to w sumie było to ponad 60 aut historycznych.

Wśród nich można było znaleźć te, które zachowano lub odtworzono w oryginalnej specyfikacji, ale także takie, które wpisywały się w trend popularnych modyfikacji (np. RWB, restomodów oraz zmodyfikowanych w tzw. stylu outlow). Wśród 996 najciekawsze były dwa egzemplarze 911 GT3 w kolorze żółtym. Ta barwa lakieru kilku „jedenastek” podczas tej edycji „Porsche i kawa” zastąpił promienie słońca, bo kolor ten w różnych odcieniach obecny był na kilku samochodach – od 911 Targa z 1969 roku, przez różne generacje 911 Carrera T, a na wspomnianych 911 GT3 dwóch różnych generacji kończąc. Razem, stojąc blisko siebie wyglądały wręcz nieprawdopodobnie. 

Żywe kolory, często z palety opcji Paint To Sample były motywem przewodnim tego spotkania, do czego nawiązywały grafiki komunikacyjne oraz przygotowana przez dilera z Okęcia ekspozycja czterech niesamowitych aut właśnie w indywidualnie zamawianych kolorach. Wystawione obok siebie cztery różne wersje Porsche 911 generacji 992, których kolory podkreślały imitacje wylewających się spod aut lakierów oraz oznaczone ich nazwą puszki, tworzyły spektakularną całość. Salon Porsche Centrum Warszawa Okęcie jest jednym z dwóch w Polsce, które są oficjalnymi przedstawicielami Porsche Exclusive Manufaktur, dlatego auta w lakierach PTS pojawiają się tutaj bardzo często.

W robieniu dużego wrażenia wtórowały im współczesne auta uczestników, wśród których trzeba wyróżnić 911 GT3 RS (992), 911 Carrera 4 GTS Cabriolet w kolorze Mint Green, 911 GT3 w barwach kultowej marki Gulf czy kilka GT4 RS. Wydarzeniem było też pojawienie się aż dwóch limitowanych egzemplarzy Porsche 911 Sport Classic (992)!

Auta klasy GT stanowiły poważną grupę wśród znacznie ponad stu sportowych modeli z ostatnich 20 lat produkcji. Na „Porsche i kawa” przyjechały wszystkie generacje 911, Boxsterów, Caymanów, a także rodzinnych Macanów, Cayenne i Panamery. Specjalne miejsca, oczywiście przy ładowarkach miały także Taycany.

 

„Porsche i kawa” to nie tylko samochody, ale także doskonała atmosfera i jedzenie z food trucków na najwyższym poziomie. Te z racji na temperaturę cieszyły się ogromnym powodzeniem, a obsługa pracowała na najwyższych obrotach godnych wolnossących silników w RS-ach. Uczestnicy mogli też swobodnie zapoznać się z ofertą salonu oraz skorzystać ze sklepu. Dzieci doskonale bawiły się w specjalnej strefie, gdzie królowały kolorowanki z Porsche i inne atrakcje. Wszystko to działo się przy doskonałej muzyce serwowanej przez DJ-a. Obok można było również pojeździć, ale w świecie wirtualnym, na profesjonalnych symulatorach.

 Na koniec pozostaje nam tylko podziękować za Wasz udział oraz zaprosić, zarówno do galerii zdjęć z ostatniej niedzieli, jak i na kolejną edycję, która odbędzie się już 26 maja w Poznaniu!